18.10.2023
Cumowanie to jednak sztuka… Wszystko o cumowaniu na śródlądziu – cz. 1
Nawet najbardziej fascynujące żeglowanie kiedyś ma swój kres i trzeba stanąć na lądzie. Wtedy okazuje się, że równie ważne co umiejętność korzystania z żagli, staje się umiejętne cumowanie i to tak, aby nie zniszczyć jachtu i kei. Wszak nasz jacht nie ma pedału hamulca którego naciśnięcie zatrzyma go w miejscu. Musimy korzystać z żagli, kotwicy a czasami też z miecza, bo cumować można na wiele sposobów w zależności od wiatru, warunków lokalnych czy wreszcie od tego, gdzie zamierzamy się zatrzymać.
Cumowanie na dziko
To na śródlądziu bardzo popularny sposób cumowania. Jest tyle pięknych miejsc, w których chciałoby się stanąć i spędzić noc albo pobyć choćby przez kilka godzin, bo w porcie jest zbyt gwarno czy brakuje intymności. Jednak zanim zdecydujemy się na konkretne miejsce do zacumowania, na początek warto zwrócić uwagę na kierunek i siłę wiatru. Jeżeli wieje silny dopychający to lepiej zrezygnować z takiego miejsca. Może okazać się, że pomimo wyrzuconej kotwicy nasza łódka jest wciąż spychana na brzeg, a przybojowa fala powoduje, że jacht tańczy na wodzie, uderzając od czasu do czasu o dno jeziora. Noc spędzona w takich warunkach na pewno nie będzie przyjemna, więc lepiej poszukać zawietrznego brzegu.
Jeżeli znaleźliśmy miejsce, w którym nie jesteśmy narażeni na silny dopychający wiatr, możemy rozpocząć manewr podejścia. Do nieznanego miejsca lepiej podchodzić dziobem niż rufą. Możemy trafić w kamień leżący pod wodą, w zwalony pień drzewa czy inną niewidoczną przeszkodę. Dziób jest zdecydowanie mniej wrażliwy na takie uderzenia niż rufa. Pomijając różnicę w wytrzymałości konstrukcji dziobu i rufy, warto pamiętać, że na rufie mamy płetwę sterową i silnik, elementy dość wrażliwe na uderzenia.
Podchodzimy na małych albo umiarkowanych obrotach silnika. Nie ma co się spieszyć. Jeśli trafimy na niewidoczną przeszkodę to nadmierna prędkość może tylko przysporzyć nam kłopotów.
Rzucamy kotwicę
W odpowiedniej odległości od brzegu wyrzucamy z rufy kotwicę. Co to znaczy odpowiednia odległość? Przyjmuje się, że długość liny kotwicznej powinna być co najmniej pięć razy większa niż głębokość, na której leży kotwica. Wtedy lina jest pod małym kątem względem dna, kotwica łatwo się w nie wbija i później dobrze trzyma. Jeżeli mamy zbyt krótka linę kotwiczną, warto dowiązać drugą, po to aby uzyskać właściwą długość. Dzięki temu będziemy mieli pewność, że jeśli wiatr w nocy odwróci się i będzie dopychał jacht do brzegu, to kotwica nie puści. Warto przypomnieć, że rzucanie kotwicy z pokładu już zacumowanego jachtu jest całkowicie bezużyteczne. Szkoda energii.
Po rzuceniu kotwicy podnosimy częściowo miecz, a przy samym brzegu podnosimy go całkowicie. Nie warto od razu wyciągać całego miecza, bo będziemy mieli gorszą sterowność podczas manewru podejścia. Dobrze też warto odblokować kontrafał płetwy sterowej po to aby uniosła się na płytkiej wodzie.
W trakcie podchodzenia do zalesionego brzegu zwróćmy uwagę na to, czy nie zaczepimy masztem o gałęzie rosnących tam drzew.
Po zatrzymaniu jachtu możemy obrócić go rufą do brzegu. To ułatwi wchodzenie i wychodzenie z łódki na ląd. Wystarczy aby osoba trzymająca linę kotwiczną przeszła na dziób, a cuma dziobowa trzymana przez osobę stojącą na lądzie została przepięta na rufę. Wybierając obie liny łatwo obrócimy nasz jacht.
Dobrze jeżeli rufa będzie trzymana przez dwie cumy zaknagowane po obu burtach. Dobieramy ich długości, tak aby kadłub zachował pływalność i wybieramy linę kotwiczną. Starajmy się, aby jacht nie miał kontaktu z dnem, ponieważ wówczas ściera się farba antyporostowa, a drobne kamyki rysują żelkot czy wchodzą do skrzyni mieczowej. Czasem też zatykają się otwory służące do poboru wody zaburtowej.
Podchodzenie rufą do brzegu
Dość często widuje się jachty podchodzące od razu rufą do brzegu. Oczywiście nikt nikomu nie zabrania tak wykonywania tego manewru jednakże ma to istotne wady. W ten sposób można podchodzić tylko jachtem ze sterem pawężowym, który należy całkowicie podnieść. Wtedy sterujemy poprzez obracanie silnika zamocowanego na pantografie. Powinniśmy też całkowicie podnieść miecz, ponieważ przy małej głębokości miecz wbije się w dno zamiast unieść się i natychmiast zatrzyma jacht. Z kolei przy całkowicie podniesionym mieczu i płetwie sterowej sterowanie poprzez obracanie silnika jest bardzo trudne i możemy mieć duży problem z utrzymaniem właściwego kierunku. Na koniec jeszcze jedno utrudnienie. Przed dotarciem do brzegu musimy wyłączyć silnik i podnieść go do góry, bowiem za chwilę śruba będzie mieliła piach, a wtedy bez miecza i płetwy sterowej pozostajemy bez sterowności. Podchodzenie tyłem do brzegu może być wygodniejsze tam, gdzie jest wąsko i nie ma miejsca na późniejsze obrócenie jachtu, jednakże jestem zdania, że to jedyny powód, dla którego lepiej podchodzić tyłem do nieznanego brzegu.
Gdy zamierzamy cumować na dziko na rzece, najlepiej podejść pod prąd i stanąć burtą do brzegu. Łatwo się zatrzymać względem dna poprzez zmniejszenie obrotów silnika, mając przy tym wciąż sterowność, bo woda nadal opływa płetwę sterową. Ze stojącej łódki załogant może bez problemu wyjść z cumą dziobową. Następnie podajemy cumę rufową i już stoimy. Pozostaje jeszcze założyć szpring rufowy, żeby rufa jachtu stała stabilnie przy brzegu.
Cumowanie na rzece
Podczas cumowania na rzece można wykorzystać kotwicę dziobową. W takim wypadku rzucamy kotwicę kilka metrów od brzegu powyżej miejsca, w którym zamierzamy cumować, pamiętając o odpowiedniej długości liny. Po naprężeniu się liny kotwicznej wykładamy płetwę sterową na burtę przeciwną do tej, którą zamierzamy cumować. Prąd rzeki zepchnie rufę w stronę brzegu. Wyrzucamy cumę rufową i łapiemy się nią brzegu. Następnie to samo robimy z cumą dziobową. Cumowanie na rzece z kotwicą pozwala na późniejsze łatwiejsze odejście. Wystarczy oddać obie cumy, a jacht sam odsunie się od brzegu. Po wybraniu kotwicy możemy płynąć dalej. Podczas stawania na dziko przyda się świder cumowniczy. Może się zdarzyć, że nie znajdziemy dwóch drzew w takiej odległości od brzegu, która by nam odpowiadała i pozwalała bezpiecznie zacumować. Wtedy wkręcony w ziemię świder cumowniczy jest wręcz nieoceniony. Cumowanie w porcie Nieco inaczej wykonujemy manewr cumowania w porcie. Tu mamy do wyboru możliwość cumowania dziobem, rufą czy burtą. Jeżeli cumujemy dziobem albo rufą to korzystamy z istniejących w porcie muringów lub bojek ustawionych przed keją. Coraz rzadziej spotyka się porty, w których ich nie ma i musimy korzystać z własnej kotwicy.
Cumowanie burtą
Podchodzimy do kei i podobnie jak podczas cumowania na rzece rzucamy cumę dziobową. Po jej obłożeniu rzucamy cumę rufową i również obkładamy na pomoście. Pozostaje jeszcze wydać i obłożyć szpring rufowy i łódka jest stabilnie zacumowana. Oczywiście można jeszcze dla pewności założyć szpring dziobowy. Warto w tym miejscu przypomnieć, że cuma, szpring i pomost tworzą trójkąt, najbardziej stabilny wielokąt. To dzięki niemu rufa bądź dziób stoją sztywno przy kei.
Tekst i zdjęcia Mariusz Główka
nowezagle.pl